Tragedia uczuć i ambicji czyni bohaterów Ifigenii niezwykle wyrazistymi teatralnie i jednocześnie bardzo współczesnymi. Kiedy odsuniemy na bok antykwaryczny historyzm, zobaczymy postacie które są jak wyjęte z dzisiejszego życia. Finalny rytuał ofiary to akt ślepej przemocy, wymuszonej wiary, za którą stoi indoktrynacja, trujące podszepty, klęska mocnych w słowach i pozach a słabych duchem. Ale to – o dziwo – nie boli, to spowszechniało i staniało. Oburza ale nie boli. Nawet danina z życia jako wyraz fanatycznego poświęcenia jakoś nam spowszedniała.
W IFIGENII W A… to co boli to dramat rodzinny. Koniec świata wspólnoty.
Nie – parszywa polityka, chore ambicje, łupieskie instynkty, przeniewierstwa i łgarstwa; te wszystkie tłuste przynęty, którymi wabi dramat antyczny, a którymi Eurypides operuje na niepowtarzalnych skalach.
Taki teatr, teatr natręctw i natrętów, chcących „dzielić i rządzić” grany jest w mediach i w postmodernistycznym teatrze na co dzień i powszechnie. To są już tylko znamiona końca świata, w którym słowo dom znaczyło dom, litość znaczyło litość a trwoga znaczyło trwoga. Symptomów pogubienia należy szukać w kryzysie wspólnoty.
Spektakl jest grany po polsku, angielsku i w antycznej grece.
Muzykę napisał Zygmunt Konieczny. Spektakl powstał w koprodukcji z Teatrem Starym w Krakowie.
Włodzimierz Staniewski 2007
Joanna Ruszczyk dla Newsweek Polska
Nowy spektakl – IFIGENIA W AULIDZIE wg Eurypidesa pokazana w ramach festiwalu Re-wizje/Antyk w Starym Teatrze w Krakowie – to kolejna próba odmuzealnienia antyku. Udana. Szyba gabloty, za którą współczesność wstawiła starożytność, została rozbita.
Świat zagubionych i okaleczonych psychicznie oraz fizycznie bohaterów fascynuje – wciąga, a jednocześnie napawa lękiem. Uświadamiamy sobie, że to nie tyle opowiedziana przy pięknej muzyce Zygmunta Koniecznego historia z teatralnego lamusa, ale opowieść o współczesności. Tak Staniewski wskrzesza antyk.
Przedstawienia Gardzienic to teatr najwyższego artystycznego ryzyka. Staniewski szuka w aktorach i w tekście śladów dionizyjskiego rytuału, z którego narodził się antyczny dramat. Przerzuca kładkę pomiędzy mitem, symbolem a banalną, ordynarną codziennością.
Anna R. Burzyńska, Tygodnik Powszechny, 2007
IFIGENIA W AULIDZIE dopiero się rodzi, ale już zasługuje na miano pełnowartościowego widowiska.
Dla Włodzimierza Staniewskiego podróż, dążenie, poszukiwanie wydają się ważniejsze niż osiągnięcie celu: od ponad dekady w gardzienickiej Akademii Praktyk Teatralnych prowadzi się badania nad staro-grecką muzyką, tańcem, gestem – sztuką cheironomii. Kolejne przedstawienia to zarazem element tych poszukiwań, jak i trudny sprawdzian, weryfikujący efekty badań. Dopiero w zetknięciu artystów z publicznością (zwłaszcza tą spoza kręgów filologii klasycznej czy teatrologii) okazuje się bowiem, czy zrekonstruowanej dzięki pieczołowitym, niemal archeologicznym studiom nad zachowanymi fragmentami notacji muzyce lub odtworzonym z malarstwa wazowego gestom uda się poruszyć widzów. Oglądając kolejne przedstawienia, można się przekonać, czy zespołowi istotnie udało się dotrzeć do fundamentów europejskiej kultury, uniwersalnych znaków i niezmiennych emocji.
(…) Obecny, oszczędny kształt sceniczny działa na korzyść spektaklu. Tym, co uderza podczas oglądania „pracy w toku”, jest niezwykła jedność i spójność nowego przedstawienia Teatru „Gardzienice”.
Role Agamemnona, Klitajmestry i Achillesa są mocno, wyraziście zarysowane, wzajemne relacje pomiędzy nimi – wyostrzone, oparte na krańcowych emocjach. Ifigenia, której niekonsekwentnie rysowany, niejako „rozdwojony” charakter budził od wieków zastrzeżenia badaczy, pojawia się w dwóch postaciach: delikatnej, egzaltowanej, chorej dziewczynki (która nieporadnym tańcem wyraża wiarę w wyidealizowaną miłość i patetycznym śpiewem ogłasza chęć poświęcenia życia dla ojczyzny), i jej zdrowej, pragmatycznej siostry-bliźniaczki, która woli „żyć niegodnie niż umierać w chwale”. Tym samym temat ofiary, poświęcenia i hierarchii wartości indywidualnych i państwowych staje się znacznie ważniejszy niż fabularne losy córki króla Myken.
Konflikty tragedii postawione są na ostrzu noża, niezwykła energia aktorów każe z napięciem obserwować ich rozgrywające się w umownej przestrzeni zmagania na śmierć i życie. (.) rozpaczliwe pytanie Klitajmestry o to, czy ktoś się wreszcie przeciwstawi szaleństwu składania ofiar z ludzi w imię Boga lub ludzkości, partykularnych lub politycznych interesów, przecina akcję w kulminacyjnym momencie.
Łukasz Drewniak, Przekrój
Czekając na wiatr
Na krakowskich „Re-wizjach antycznych” Teatr „Gardzienice” pokazał szkic do IFIGENII W AULIDZIE. Szkic na miarę skończonego dzieła.
Od lat fascynują mnie niegotowe antyczne spektakle Gardzienic. Zawieszone między wykładem, esejem a próbą. Szkicowy charakter przedstawienia symbolizuje naszą niekompletną wiedzę o antyku, domysły, przeczucia, hipotezy. Dla GARDZIENIC ten brak jest pełnią.
Realizacje Włodzimierza Staniewskiego powstają długo, minimum w pięcioletnich odstępach. (.) Nowy spektakl wyłazi ze starszego, tematy i wątki pączkują, a stary- zaraza się jakimś nieoczekiwanym walorem nowego projektu. Przypomina mi to zdrapywanie z attyckiej wazy jednego malowidła, by odkryć wcześniejsze wzory.
IFIGENIA W AULIDZIE nawiązuje do jednego z ważnych wątków trojańskiego mitu: rytualnego zamordowania młodziutkiej Ifigenii przez ojca Agamemnona z woli bogów. Staniewski patrzy na tekst Eurypidesa jak na palimpsest złożony z wielu wcześniejszych przekazów, wsłuchuje się w echa ze studni czasu, żeby wychwycić ten najstarszy głos, prajęzyk teatralny Wie jednak, że nawet dotarcie doń nie unicestwia zniekształceń, warstw nowych znaczeń, które do niego przywarły. Dlatego otwiera swój antyk na inne kultury W IFIGENII W A… kostiumy aktorów będą przypominać kimona.
Studium fanatyzmu
W finale krystalizuje się temat spektaklu. Staniewski czyta IFIGENIĘ W AULIDZIE jak studium fanatyzmu. Strasznie brzmią słowa idącej dobrowolnie na śmierć córki wodza Achajów dowodzącej, że to „Grecy winni barbarom panować!”. Chore, upośledzone dziecko grane pięknie przez Karolinę Cichą dojrzewa do swojej ofiary, poślubia śmierć, ale ten gest nie płynie z dobra. Stoi za nim pycha i nienawiść. Mściwa satysfakcja, że jej cierpienie zostanie za chwile pomnożone cierpieniem innych. Zło rodzi bowiem zło. Szaleństwo – szaleństwo.