Kult Ifigenii wśród Taurów, ludu krymskiego znanego w czasach antycznych równie dobrze jak pokrewni im Scytowie, czy też „nasi” Sarmaci – wziął się z katastrofy. Ifigenię, charyzmatyczne dziewczę, najpierw cudownie ocalone w Aulidzie spod noża własnego ojca, dzieciobójcy (wśród żądnej niewinnej krwi, wyjącej, czarnosecińskiej tłuszczy), zgubioną dla Swoich – odnajdujemy wśród Obcych.
Na antypodach ówczesnego, tzw. cywilizowanego świata, spadła Taurom z nieba. Horrendum. A może, jak w wielu podobnych toposach, odbyła długą wędrówkę?
Przybłęda, która znalazła gościnę w dalekim kraju? Jak, nie przymierzając, Czarna Madonna, namalowana na fragmencie stołu wieczornego przez Łukasza Ewangelistę, która odbyła długą wędrówkę ze Świętej Jerozolimy, żeby znaleźć spoczynek i uwielbienie w naszych dzikich stronach. Ifigenia jest ubóstwiona za życia przez Toasa, przywódcę Taurów, a z jego woli – przez lud jego. Toas daje jej też klucze do władzy – akt niezwykłej dobroczynności, namaszczenie Obcego i wywyższenie Obcego ponad Swoich. Toas czyni Ifigenię kapłanką Czarnej Madonny Taurydzkiej, Artemidy, Świętej Dziewicy, Najświętszej Panny. Jej wizerunek, odbity w posągu, też niegdyś spadł z nieba. To czarny meteor, podobny temu, który czczony jest w cudownej świątyni w Efezie oraz – od niepamiętnych czasów – w świątyni Ateny, Strażniczki Miasta, na Akropolu. Eidolon, ikona, czczona przez Taurów jako Święte Świętych, przez wieki przyozdabiana wotywnym złotem, srebrem, kością słoniową, hebanem, ubierana w diamentowe, a może i w bursztynowe, sukienki.
Musiał być obiektem pożądania różnej maści flibustierów i rabusiów, jak ci dwaj: Orestes i Pylades. Rabowanie sanktuariów było „cool” tak w czasach pradawnych, jak i niedawnych, żeby przypomnieć dwóch zagończyków herbu Działosza i Szreniawa, którzy w 1430 roku „odarli Czarną Madonnę ze złota i klejnotów” (Długosz). Dzicy? Innowiercy? Nie! Rodowa szlachta. Oprychy inspirowane starożytnymi wzorcami bohaterszczyzny. Orestes i Pylades mydlą nam oczy eksklamacjami na temat manipulacji Apolla (ten ma zresztą bardzo złe notowania u Eurypidesa), ale knują jak zawodowi rzezimieszkowie o alcybiadesowych manierach. Ifigenia sprzeniewierza całe dobro nowego życia, które otrzymała w darze, przeciw swoim darczyńcom. Spiskuje i zdradza szlachetnego Toasa. Zauroczona przez dwóch dandysów, reżyseruje występny spektakl wykradzenia Taurom Świętego Świętych i sromotnej ucieczki. Jej lamenty na temat więzów pokrewieństwa i utraconej ojczyzny (która potraktowała ją jak rzeźne zwierzę) brzmią jak uspokajanie chorego sumienia, żeby usprawiedliwić niegodny akt zdrady. Cała ta wołająca o pomstę do nieba intryga wpleciona jest w osnowę, z której wyłaniają się dwa przeciwstawne światy „tych prymitywnych” i „tych cywilizowanych”. Idźmy dalej – „tych bogobojnych” i “tych światłych”, „tych z ulicy” i „tych z salonu”, „tych trzeciej prędkości” i „tych pierwszej prędkości”… Kto rozezna, którzy są depozytariuszami prawdy, ten stanie się zwiastunem nowej, radosnej wieści.
Włodzimierz Staniewski, 2010
Ireneusz Guszpit, Teatr
Różnorodność pieśni, muzyki, rekwizytów, kostiumów, języków, ruchów i układów choreograficznych, dyskretnych (…) animacji, tradycji, kultur, religii, spaja dynamika i żarliwość opowieści. (..) Odnosi się wrażenie szczególnej kompresji, kondensacji techniki, emocji i dyscypliny wykonawczej.
Jest w przedstawieniu scena, w której Staniewski osiąga swoiste apogeum procesu naturalizacji antycznej opowieści (…) popis Przodownicy; (…) Staniewskiego – we współpracy z Eurypidesem – przejmujący teatralny Polaków portret własny.
Waldemar Sulisz, Dziennik Wschodni
W spektaklu, którego przebiegu nie da się opisać słowami bo odbiera się go całym ciałem (…) reżyser pokazuje, jak blisko od miłości do śmierci.
Katarzyna Lemańska, portal o.pl
Widz ma wrażenie jakby patrzył na spektakl jak na obdarzony świadomością żywy organizm.
Tadeusz Kornaś, Didaskalia 11.2011
Początek zaskakujący (…) migotliwość, nieuchwytność i – paradoksalnie – nieostrość montażu sugerują globalną katastrofę. Apokalipsę. Przychodzącą z zewnątrz ale i atakującą od środka – i meteoryt spada i dusze się zepsuły. (…) Ifigenia taurydzka jest i piękna i straszna zarazem. Jest tą, którą kochają ludzie, ale i tą, która prowadzi ofiary na śmierć.
Włodzimierz Staniewski, w rozmowie z Grzegorzem Nurkiem; Tygodnik Powszechny, 2011
Eurypides miał boski dar kreowania narracji mitogennych. (…) Mity i bohaterowie rodzą się z katastrofy. (…) Widzę Ifigenię rzuconą 10 kwietnia na Krakowskie Przedmieście, gdzie powietrze drży od odwiecznego polskiego wołania: „Zdrada!” i „Pod Twą opiekę…”. Pod opiekę Czarnej Madonny, którą Voltaire w liście do Katarzyny Wielkiej porównuje do taurydzkiej Artemidy.