„W tej walce z myślą walczy własną,
by ujrzeć ją dla siebie jasną.”
(Akt II, Inna Dekoracja)
„Bo nie ma takiej myśli niejasnej, której by człowiek, myślący jasno i wyraziście, nie przenikał i nie rozumiał” – Akt II – do Maski 8.
Wyznaniem tym (zeznaniem) daje nam Wyspiański do zrozumienia czym jest „Wyzwolenie”.
„Czym jest?” – a nie – „o czym jest?”.
Jest gęstwiną „myśli niejasnych, lasem pełnym tajemnic i zagadek”.
Sens ich rozumie tylko sam Autor – Sfinks.
Rewers jego rozdwojonej jaźni, Konrad, wmawia nam, iż „Wyzwolenie” to Enigma (Zagadka).
Nieliczni mogą wejść do tego labiryntu tajemnic, których rozszyfrowanie wymaga przenikliwości Edypa.
Jest to gra.
Odwaga przystąpienia do gry ma nobilitować tego, kto do niej przystąpi (reżyser, filozof, literaturoznawca).
Objaśnić zagadki Sfinksa, być Edypem – oto do jakiego sprawdzianu wzywa Wyspiański swoich akolitów.
Wielu daje się wciągnąć w tę grę, podchodząc do „Wyzwolenia” z powagą, jakby to była walka na śmierć i życie.
Jakby w zawiłościach i szaradach dramatu kryły się dantejskie głębie, jakby to była kosmiczna rozprawa na temat Polski i Polaka, Bohatera Prometejskiego, Historii, Sztuki, Wiary, Kwestii Kobiecej, Rewolucji, Sprawiedliwości Dziejowej, Śmierci.
Nie znajduję celniejszej, ogólnej refleksji (i podpowiedzi) na temat „Wyzwolenia” niż ta, którą sformułowała znawczyni Wyspiańskiego:
“U Wyspiańskiego nie ma opowieści, nie ma rozwijania pięknych myśli, nie ma tłuczenia psychologii, lecz budowanie obrazów zmieszanych z rytmem, z wierszem, który galopuje. (…)
Trzeba szukać tego, co jest poza poziomem zwykłego dialogu, tego, co się dzieje poza słowami, to znaczy rytmiczności, dynamiki, energii, która jest poza gadulstwem.”
Jest zatem „Wyzwolenie” glosolalią?
A jej motywem naczelnym gra w teatr?
Jeśli tak, to jakże świetne to lustro, w którym odbija się plątanina dziwactw dzisiejszego świata.
„Wyzwolenie” nie bardzo nadaje się dziś na dramat rewizji polskiej myśli i polskich postaw narodowych.
Beznadziejnie trudna czytelność „Wyzwolenia” nie powinna być motywacją do intelektualnej pychy w promowaniu nadinterpretacji tego gąszczu myśli niejasnych.
Brak higieny powinien być raczej powodem wstydu i zażenowania.
„Wyzwolenie” jest pojęciem uwodzącym i zniewalającym.
W literaturze przedmiotu mówi się, że tytuł ten jest ironiczny, samoośmieszający.
„Wyzwolenie” dopomina się by grać je ironicznie i samoośmieszająco.
Tekst wyśmiewano niemiłosiernie. Po premierze i w następnych dekadach.
Nie chcieliśmy iść tym tropem. To zbyt wygodne, choć nad wyraz łatwe.
Chcieliśmy wgryzać się we frazy Wyspiańskiego z żarliwością neofity.
W „Wyzwoleniu” nie ma „wyzwolenia”.
A może jest coś więcej?
Może chodziło o osiągnięcie takiego poziomu napięcia, przy którym doznajemy oczyszczenia; tego świętego doznania litości i trwogi?
Może, może, może…
Włodzimierz Staniewski
- Można, rzecz jasna, spekulować, czy „Wyzwolenie” jest prekursorskie wobec teatru absurdu, a Konrad jest kierkegaardowskim tragicznym bohaterem komicznej gry pozorów i istnienia.
Byłaby to jednak bajka na inszy raz.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach realizacji zadania
- Realizacja Festiwalu XX-lecia Akademii Praktyk Teatralnych
oraz przygotowanie przedstawienia opartego na „Wyzwoleniu” Stanisława Wyspiańskiego.
Nota reżyserska; Włodzimierz Staniewski, 2020