Obsada w ostatnim sezonie, 2009:
Mariusz Gołaj
Marcin Mrowca
Joanna Holcgreber
Anna Dąbrowska
Agnieszka Mendel
oraz studenci i absolwenci Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice”.
’Z oślej perspektywy’ ( Rozmowa z udziałem Pawła Goźlińskiego, Włodzimierza Lengauera, Andrzeja Mencwela, Włodzimierza Staniewskiego i Małgorzaty Szpakowskiej) ’DIALOG’ nr 7/98
Ostatnie przedstawienie, które oglądaliśmy w Teatrze „Gardzienice” – METAMORFOZY według Apulejusza – było, co do tego wszyscy się zgadzamy, bardzo piękne. Było też dosyć trudne w interpretacji. Nie tylko przez swoją afabularność i wielowątkowość – do tego już jesteśmy w tym teatrze przyzwyczajeni. Ale także dlatego, że z jednej strony jest to sięgnięcie po materiał z naszego punktu widzenia bardzo egzotyczny, z drugiej zaś – próba daleko idącego oswojenia tej egzotyki. Aktorzy na początku pojawiają się jako miejscowi chłopi, aby w naszych oczach przeobrazić się w uczestników antycznego misterium, być może obrzędu inicjacyjnego, którym kieruje dwóch przewodników. W tym przeobrażeniu łatwo dostrzec sugestię, że oto sięgamy do wspólnych korzeni: starożytnych greckich – i zarazem dzisiejszych.
Franciszek Piątkowski, 'DZIENNIK WSCHODNI’ 19.09.1997
Tak pulsują gwiazdy. „Nagie” gardzienickie majsterstwo: zrygoryzowany, a zda się nieokiełznany żywioł teatralnego zdarzenia i jego formę precyzyjną jak struktura kryształu.
Lubię oglądać świat jako teatr i przyjemność mi sprawia, kiedy kwestie zawikłane, skomplikowane, bogate w znaczenia umie ktoś zamknąć w zdaniu krótkim, metaforycznym. Najwybitniejsi znawcy współczesnego teatru pisali, że przedstawienia Teatru „Gardzienice” są jak „spadający meteoryt „, jak „taniec derwisza”. Ośmielę się i powiem, że METAMORFOZY to nieustanna pulsacja gwiazd. Nieustanna wibracja głosów i ciał zakomponowana w teatralną symfonię, która broni się i przed opisem, i przed metaforą. Tak doskonałego szaleństwa, tak perfekcyjnej teatralnej roboty nie da się opisać ani w sprawozdaniu, ani w metaforach. Zobaczyć trzeba, przeżyć trzeba. I tyle.
Kazimierz Braun, 'NOWY DZIENNIK’, Nowy Jork, 5.12.1998
„Gardzienice, kultura, piękno”. Księga przemian Złotego Osła Apulejusza stanowi w tej wyprawie niejako delikatnie zaznaczone centrum, które pozwala interpretować cały spektakl jako sen o przemianach pomiędzy człowieczeństwem a naturą, pomiędzy bachiczną czcią Dionizosa, wysublimowanym kultem Apollina i wyznawaniem wiary w Chrystusa. Kolejne akty przemian wspierają aleatoryczną strukturę spektaklu i prowadzą aż ku współczesnej dekonstrukcji. (.)
Podobnie jak wszystkie poprzednie widowiska Teatru „Gardzienice”, METAMORFOZY są głęboko zanurzone w kulturze, sięgają do jej starożytnych korzeni i wykorzystują jej współczesne przejawy. Są wynikiem spontanicznej twórczości całego zespołu, estetycznie wyrafinowane, warsztatowo doskonałe.
Paweł Goźliński, 'TEATR’ nr 1/98
„Pieśni życia, czyli kwiecista strona dywanu”. Ani informacyjne wstawki, ani ekstremalne techniczne wymagania stawiane przez antyczne pieśni nie burzą integralności widowiska. Owa technika jest ściśle, organicznie wręcz związana z muzyką. Rozgrywające się
w pełnym świetle Metamorfozy to znacznie więcej niż esej teatralny. Trudno jest jednak znaleźć właściwy termin, którym można by je trafnie nazwać. W Lublinie, tuż przed wyjazdem do Gardzienic, spotkałem Jacka Dobrowolskiego. Ów rewelacyjny tłumacz, a także przenikliwy widz, na wieść, że wybieram się właśnie na Złotego Osła, zakrzyknął w hotelowej windzie: „Choreja!”. Nie musiał mówić nic więcej. Wiedziałem już, po co jadę.
Tadeusz Kornaś, 'Didaskalia’, grudzień 1997
Konstelacje i metamorfozy. Staniewski odwołał się do czasu największego przełomu w historii ludzkości (przynajmniej zachodniej cywilizacji). Gdy odchodzili starzy bogowie: Apollo, Dionozos, Demeter, Eros, Izyda, gdy zastępował ich nowy bóg – Chrystus. Brzmią więc zarówno pieśni ku czci Bachusa i Apollina, jak i hymny chrześcijańskie. (.)
Wokalne umiejętności aktorów i organizmu, jakim stał się chór, zadziwiają. Aktorzy dosłownie uderzają się dźwiękiem, pieśń potrafi kierować ruchem aktorów, dotykać ich wręcz cieleśnie. Mieszają się mity, bogowie, chtoniczne moce. Rozpętują się ekstatyczne tańce. Lecz aktorzy Staniewskiego panują całkowicie nad materią spektaklu. Śpiewają jak natchnieni śpiewacy, lecz ni na moment nie dają się wytrącić z narzuconej formy.
Ireneusz Guszpit, 'ODRA’, nr1/1998
„Gardzienicki” dytyramb z osłem w tle. Pieśni wykonane są zaiste po mistrzowsku. Dla gardzienickich aktorów nie ma zbyt karkołomnej linii melodycznej ani zbyt szybkiego tempa. I jeszcze ruch. W nieustannym przenikaniu z muzyką, perfekcyjny w rysunku gestu i sylwetce ciała, wykonywany z lekkością, za którą nie widać jakiegokolwiek wysiłku. Natchniony.
W takim śpiewaniu i takim ruchu zawiera się rzeczywista mądrość spektaklu. Spektaklu o doświadczaniu i wtajemniczaniu, szukaniu zgody w walce wysokiego z niskim, ucieleśnionego z duchowym, jasnego z ciemnym, wyuzdanego z powściągliwym.
Bronisław Wildstein, 'RZECZPOSPOLITA’, 1.09.2002
METAMORFOZY Teatru „Gardzienice” są teatralnym traktatem o nieuniknionym rozpięciu miłości między dwoma biegunami, o skazaniu człowieka na istnienie w sprzeczności. Jednak ten esej jest przede wszystkim teatrem, ekstatycznym przedstawieniem, które dla widza kończy się zdecydowanie zbyt wcześnie. (…) Słowo w „Metamorfozach” znajduje ekwiwalent, którym są sytuacje sceniczne i żywe obrazy, gra aktorów, taniec, śpiew, muzyka.
Jak każda praca u nas (od zawsze od początku), tak i ta ma za swoje źródło muzykę. Muzyka jest początkiem i istotą każdej rzeczy, którą powołujemy.
Tu, w tej pracy, pierwszy raz zmieniliśmy naszą filozofię i nie od żywych ludzi nauczyliśmy się muzyki, a od kamieni. Od żywych kamieni.
Bo tej antycznej muzyki Grecji, od V do II wieku przed naszą erą, ślady pozostały (w wielu przypadkach) tylko wyryte na kamieniach.
Śpiewać z kamienia, to jakby śpiewać kamień, dając świadectwo temu, że jest on przynajmniej tak żywy, jak przyroda.
To, na co was zapraszamy to przede wszystkim śpiewanie; w starożytnych tonacjach, w starożytnych liniach melodycznych, głosami dzisiejszymi. Trochę to wszystko przerobione, np. tempa, rytmy, dynamika… A może nie-przerobione, może organicznie zgodne z Duchem Epoki, bo linii życia rytmu nikt nie jest w stanie odtworzyć. Można tu pójść jedynie za intuicją.
Pieśni te pozostają w związku z księgą, do której filozofii odwoływaliśmy się w pracy. Jest to wielka księga przełomu, kiedy odchodził Stary Bóg Dionizos i Apollo, i wkraczał Nowy Bóg Chrystus. Księgę napisał wielki Apulejusz z Madaury, który o sobie, i o sobie bliskich mówił „My rodzina platońska znamy to co uroczyste, radosne, święte, wzniosłe, niebiańskie…”.
Apulejusz z II w naszej ery był Platończykiem, stąd u nas esencje z Platona: o naturze duszy, o naturze miłości, o misteriach przemian. O tym zresztą wszystkim, o czym w METAMORFOZACH Apulejusz, Platończyk, mówi językiem alegorii.
To coś pokazywane Państwu obecnie nazywam esejem teatralnym.
Ze sporego zestawu ćwiczonych pieśni, wybieramy, co jakiś czas, nieco inny układ, sondując nim głębię jaką chcemy osiągnąć i namierzając kierunek, w którym wszystko nieodwracalnie pójdzie.
Zostają ciekawostki. W przeszłości podchodziliśmy wielokrotnie do Apulejusza i do pieśni z kamienia, po czym zarzucaliśmy ten temat. Powstały jednak z tego – po drodze – osobliwe owoce, np. Oberża Artystyczna „Złoty Osioł” przy Grodzkiej 5A, pod naszym adresem; powstał scenariusz znanego dramaturga angielskiego Howarda Brentona. Był on owocem naszej współpracy z Royal Shakespeare Company. Z tego scenariusza – adaptacji „Złotego Osła” została pieśń pt. „You Are Broken”, śpiewana po angielsku.
I jeszcze jedna powiastka. O naszym śpiewaniu – w czasie prób, późną nocą w Gardzienicach, w sali jak stodoła, na wzgórzu między lasami, w „miejscu, które nie istnieje”, gdzie chodzą smętek i niedola; o tym śpiewaniu w skalach pitagorejskich; w słotne jesienne noce, kiedy buty grzęzną w błotnej mazi, a czerń nieba siada na duszy; w czasie zimowych nocy, kiedy śnieg i zimne wiatry ze stepów Azji zabijają każdą radość życia – podczas takich nocy przychodziły dzikie i głodne psy.
Psy były pierwszymi świadkami naszych Wypraw w starożytność. Ich zaufanie i oswojenie to jeszcze jedno zwycięstwo Pitagorasa, który chciał stroić duszę i leczyć muzyką.
Włodzimierz Staniewski